Za kilka dni (17 stycznia 2015) melomani pobiegną na kolejną transmisję z cyklu „MET Live in HD”, w ramach której obejrzą „Wesołą wdówkę” Franza Lehara z Renée Fleming w roli głównej. W wywiadach dla opera.info.pl najpierw Michał Znaniecki powiedział niedawno, że „Musical skraca logikę wypadków. Opera ją wydłuża. Operetka obtańcowuje”, a Piotr Kamiński wspominał, że jego „biedna Mama łamała ręce, że jej dziecko zachorowało na operetkę, operetka miała bowiem w jej rodzinie fatalne papiery”. Nawet we wstępie do hasła „Operetka” w Wikipedii można przeczytać, że gatunek ten nazywany jest żartobliwie "podkasaną muzą", tymczasem Metropolitan Opera zaprasza wszystkich właśnie na operetkę. Prawdę mówiąc nie wiemy, co o tym myśleć, bo nie potrafimy jakoś przekonać sami siebie, że operetka jest wartościowa, ba ciekawa nawet i że jest rzeczą właściwą jej promowanie. A jakie jest zdanie Państwa o tym gatunku? Czy Państwo lubicie operetkę, a jeśli tak, to jak bronilibyście jej walorów? A może zechcecie się Państwo podzielić z czytelnikami opera.info.pl wiedzą, które tytuły i w czyim wykonaniu, warte są kupna odpowiedniego nagrania na CD lub DVD? Z góry dziękujemy za Państwa opinie.
Jesteśmy bardzo wdzięczni, że na nasze pytanie odpowiedzieli: Maciej Figas, Ewa Łętowska, Jerzy Snakowski, Tadeusz Serafin i Marek Weiss.
|
Maciej Figas
Dyrektor Naczelny
Opery Nova
w Bydgoszczy
|
Opera Bydgoska, a dzisiaj Opera Nova, nigdy nie stroniła od operetki i nasz repertuar zawsze zawierał tytuły tego gatunku. Takiej polityki repertuarowej nie zmieniło także przeniesienie się do nowoczesnego obiektu w sercu miasta. Choć nie wszystkim się to podobało, zawsze podkreślałem, że o widza należy dbać i go zdobywać. A zdobywać go zdecydowanie łatwiej musicalem lub operetką niż operą, niestety. Są one zwyczajnie łatwiejsze w odbiorze. Opera Nova znana jest ze znakomitej widowni i stabilnej, wysokiej frekwencji na przedstawieniach. Ale wielu z tych, których dziś można śmiało nazwać operowymi melomanami, zaczynało kiedyś swoją przygodę z teatrem muzycznym (operowym) właśnie od … „podkasanej muzy”. Operetka i musical w sposób zauważalny spełniają rolę magnesu dla mniej wyrobionej muzycznie publiczności i dla tych, którzy z różnych powodów od opery stronią. Na marginesie: nie oznacza to wcale, że gatunki te są w przygotowaniu łatwiejsze lub wymagają mniejszego nakładu pracy. Często wręcz odwrotnie. Zresztą podobnie jest chyba w dziedzinie teatru czy filmu, gdzie przygotowanie lub nakręcenie dobrej komedii wcale nie jest zadaniem łatwiejszym od inscenizacji lub sfilmowania krwawego dramatu.
Z operetką wiąże się jednak zasadniczy problem, który spędza sen z powiek dyrektorów oper, czy teatrów muzycznych. Otóż wiele z nich, a szczególnie dotyczy to ich librett, mocno się zestarzało, a ich ewentualna dzisiejsza inscenizacja wymaga niemałej ekwilibrystyki i wyobraźni reżysera. Pominę w tym miejscu kwestię tychże twórców, a zwrócę jedynie uwagę właśnie na problem zróżnicowania poziomu, czy wartości operetkowego repertuaru. Mamy więc genialną „Zemstę nietoperza” Johanna Straussa z szampańskim tłumaczeniem Juliana Tuwima, znakomite orkiestracje operetek Imre Kalmana, magiczny, choć literacko i muzycznie niezbyt uzasadniony tytuł - „Baron cygański”, ale już konia z rzędem temu, kto porwie dzisiejszą publiczność inscenizacją „Nocy w Wenecji” tego samego J. Straussa! Ale czy oznacza to, iż gatunek operetki skazany jest na zagładę? Jestem przekonany, że nie i wzorem na przykład operowych cymeliów, inscenizacje mniej lub bardziej popularnych, czy też zapomnianych operetek będą się w przyszłości pojawiać.
Poza finezją mojego ulubionego Carlosa Kleibera, która powala w „Zemście nietoperza” J. Straussa (nagranie Deutsche Grammophon z J. Varady, L. Popp, H. Preyem, I. Rebroffem, R. Kollo) niewiele nagrań operetkowych dzieł zrobiło na mnie wrażenie. Albo to zaległości, trudne do nadrobienia w pędzącym życiu teatru operowego, albo … mam zbyt wygórowane oczekiwania.
|
Profesor Ewa Łętowska
Znawczyni opery
|
Czytając w Opera.info niedawny (bardzo zresztą ciekawy) wywiad z Piotrem Kamińskim, gdzie mówi o niezbyt przychylnym traktowaniu operetki, pomyślałam, że przesadza. Ale ostatnio oglądana "Wesoła Wdówka" z Metropolitan Opera i mnie nie nastawiła przychylnie. Operetka może obronić się dziś chyba tylko perfekcją śpiewu, dowcipem reżyserii i urokiem dyrygowania. Tego wszystkiego zabrakło. No więc, wróciwszy do domu, nastawiłam sobie stare nagranie Schwarzkopf – Steffek - Gedda-Waechter pod von Mataticem. Od razu zrobiło się milej. Operetka jednak może mieć przyszłość. |
Dyrektor Naczelny i
Artystyczny Opery Śląskiej
|
Zastanawiając się nad tematem operetki jako gatunku, wychodzę z założenia, że wszystko jest sztuką, również i ten gatunek sceniczny. Nie uznaję ścisłego podziału na muzykę lepszą lub gorszą tylko dobrze lub źle wykonaną. Operetka, jeśli jest wykonana na najwyższym poziomie, z klasą i elegancją powinna być grana w różnych, także wielkich teatrach i prezentowana w mediach. Przychylam się ku temu, ponieważ poza walorem poznawczym tkwi w tym jeszcze jeden atut – przyciąga do teatrów operowych ludzi, którzy nie są obyci z gatunkiem operowym, a może ich zachęcić do kolejnych kroków w poznawaniu nowych gatunków teatru muzycznego. Opera Śląska ma w swoim repertuarze wiele operetek, między innymi „Wesołą wdówkę”, która także jest bardzo chętnie oglądana przez naszą publiczność.
|
Jerzy Snakowski
Znawca opery
|
Operetka nie jedno ma imię. Tę paryską, Offenbachowską, kocham za wszystko, wiedeńską za melodię i instrumentację (Lehar i Kalman to mistrzowie brzmienia!), angielską za zgrywę i absurdalne poczucie humoru. Strauss czeka w kolejce na polubienie, bo póki co jakoś nam nie po drodze. Acz zdecydowanie wolę operetkę w nagraniu, bo póki co jest zbyt dużym wyzwaniem dla naszych realizatorów i wykonawców, którzy nie potrafią znaleźć do niej klucza. |

Marek Weiss
Dyrektor Naczelny i Artystyczny Opery Bałtyckiej
|
Uważam gatunek operetki za obiekt muzealny, podobnie jak balet klasyczny. To wynika z konwencji i stosownej dla niej technik wykonania, ale również z horyzontu intelektualnego, który w dzisiejszych czasach jest nie do przyjęcia. Oczywiście ogromna rzesza miłośników operetki będzie bronić jej istnienia do upadłego, bo przywiązanie do określonego gatunku sztuki jest bardzo silne. Wynika z emocji czasów dzieciństwa, ale też pewnego pokrewieństwa mentalnego. Są przecież ludzie, którzy uwielbiają cyrk, a inni tańce na lodzie, a jeszcze inni stare kreskówki. Nie lekceważę tego, ani nie wartościuję publiczności gardząc tymi, którzy ponad wszelkie rozkosze muzyczne przedkładają discopolo. Trudno. Nie ma żadnego obowiązku, żeby kochać Mozarta, czy Słowackiego "bo wielkim był". Każdy czyta i ogląda to, co lubi. A jednak "ptak ptakowi nie dorówna... nie poleci orzeł w g..." I tak dalej, i tak dalej.
Mówimy i piszemy o tym od setek lat, że sztuka jest piramidą zbudowaną na określonej hierarchii. Nie uznawanie jej, czy próba podważenie, wynika przede wszystkim z ignorancji. Jeśli ktoś woli Lehara od Mahlera, to głównie dlatego, że w swoich podróżach muzycznych nie dokonał wysiłku, by poza Leharem jednak czegoś jeszcze uważnie posłuchać. Też kiedyś dałbym się zabić za ukochanych The Beatles, ale dzisiaj już bym się tak nie poświęcał. Za operetkę natomiast nie oddałbym nawet paznokcia, bo porcja słodkiego idiotyzmu, jaka jest zawarta nawet w najwspanialszych od strony muzycznej przykładach tego gatunku jest dla mnie nie do przełknięcia. A to, że MET wykonuje operetki i serwuje je w swoich światowych transmisjach, nie jest dla mnie powalającym argumentem, bo MET przy swojej potędze finansowej i przez to kadrowej, jest jednak instytucją komercyjną i często z ambicjami artystycznymi niewiele ma wspólnego, co miałem okazję kilka razy zaobserwować tam osobiście. Nie jestem fanem tego cyrku medialnego, jaki towarzyszy transmisjom z MET, bo kult złotego cielca w tej całej akcji zbyt jest widoczny. Jednak doceniam fakt, że w tych transmisjach znalazła się produkcja z naszej Opery Narodowej i uważam to za ogromny sukces Trelińskiego i Kudliczki, którym w ty miejscy składam wyrazy szacunku. Całe szczęście, że pokażą dzieło z najwyższej półki, a nie operetkę.
|